Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Budze się tylko niekiedy w złym śnie - wspomnienia Ireny Jędrzejewicz

Marzena Gołębiowska
Marzena Gołębiowska
- Z tamtych ponurych lat, najbardziej utkwiły w mej pamięci cztery zimowe dni – wspominała Irena Jędrzejewicz. Spędzeni przez czerwonoarmistów do stajni jak bydło, staliśmy tam, bez chleba i wody, zdani na łaskę NKWD-dzistów. Co jakiś czas, ktoś z zatrzymanych wzywany był na przesłuchanie. Wezwano i mnie. Po dokonanej na mnie w sposób brutalny rewizji osobistej, słyszałam ciągle to samo pytanie: "Kuda zbieżał wasz muż"? Nie wiem – odpowiadałam szczerze.

-Byłam żoną oficera Wojska Polskiego, domyślałam się więc skąd takie zainteresowanie mną, moją mamusią towarzyszącą mi w niedoli i moim mężem. Już w maju 1939 r. sugerował mi mój mąż, że nadchodzący czas niesie ze sobą zbyt duże zagrożenie dla Polaków. Bardzo się tym – a szczególnie mną i moją mamą – zamartwiał i rozważał co z nami będzie. Wkrótce jednak, po otrzymaniu rozkazu musiał wyjechać do Lidy, miasteczka położonego koło Wilna, by tam wykonywać powierzone mu zadanie. Byliśmy młodym małżeństwem, tęskniłam za swym ukochanym i już 6 czerwca tego roku byłyśmy z mamusią razem z nim w Lidzie. Szczęście bycia razem nie trwało długo.

Po pamiętnym 17 września i wkroczeniu na ten teren wojsk radzieckich, mąż odszedł ze swoją jednostką by dalej walczyć. Spotkałam go jeszcze w 1940 r. w Warszawie, ale niedługo byliśmy razem. Był ciągle podekscytowany, reagował bardzo żywo na wszystko co się wokół działo i… niecierpliwie na coś czekał. Po latach wielu domyślam się, że był to dla niego kolejny do wykonania rozkaz. Rozstaliśmy się więc, tym razem już na zawsze. Ostatnią wiadomość od męża otrzymałam w 1941 r. z Czechosłowacji. Nie traciłam jednak nadziei i wiary, że on żyje i że się znów spotkamy. Moje poszukiwania go również przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż dały promyk nadziei, kiedy to otrzymałam o nim wiadomość z Anglii. Był to jednak czas stalinowskiego terroru początku lat 50. a Londyn był po tamtej, złej stronie „żelaznej kurtyny”. Jakiekolwiek kontakty z ludźmi zza zachodniej granicy były mało możliwe i nader podejrzane przez ówczesne władze. Zapadło głuche milczenie trwające już dziesiątki lat i bez nadziei, że kiedykolwiek będę mogła jeszcze przytulić się do mojego kochania. Smutno mi też, że nie mogę jak inni pójść bodaj na jego grób i w ogniu zapalonej świecy dostrzec chwile szczęścia i radości razem z nim spędzone.

- To moje pogłębiające się nieszczęście i smutek towarzyszył mi zresztą przez kolejne lata. W zajętej przez Rosjan Litwie nastał wielki głód i powszechna bieda. Pozbawieni pracy, środków do życia i jakiejkolwiek opieki ze strony tzw. sowieckiego państwa, cierpieliśmy niedolę nie do wyrażenia. Urodzony wówczas mój synek, z niedostatku jakiegokolwiek jedzenia nie miał szans na przeżycie, zmarł wycieńczony na moich rękach. Pochowaliśmy go z moją mamusią w tej zimnej, niegościnnej ziemi, gdzie pozostał w bezimiennej mogile na zawsze.

W poszukiwaniu chleba i bezpiecznego miejsca do życia powędrowałyśmy zimą 1940 r. w kierunku Siemiatycz. Wysprzedałyśmy resztkę naszych kosztowności i z węzełkiem na plecach, ufni powierzyliśmy swój los napotkanemu Białorusinowi. Miał nas wyprowadzić poza miejsca opanowane przez nową władzę radziecką. Wyprowadził nas … wprost na komisariat NKWD.. Tu wówczas odczułam wszechmocność enkawudzistów. Było już tam takich jak my około 60 osób, kobiet i mężczyzn zamkniętych w zimnej, ciemnej stajni, bez jedzenia, wody i możliwości skorzystania z ubikacji. Przesłuchiwania którym byłam wtedy poddana zmierzały do jednego: gdzie jest mój mąż? Zwolnione po czterech dniach, w grupie około 40 osób odstawiono nas do granicy Polski.
Do kraju wróciłyśmy 26 lutego 1940 r. by tu dzielić z rodakami los podbitego i zniewolonego narodu. Warszawa i nasz zasobny w dobra zgromadzone przez mojego ojca znanego warszawskiego lekarza dom w którym przed kilku miesiącami mieszkałyśmy legł w gruzach. Lej po wybuchu bomby i zwalone, osmalone ściany jednoznacznie świadczyły gehenny tych dni. Kręte ścieżki okupacyjnej niedoli wiodły nas, moją mamusię i mnie, jeszcze przez wiele miast i wsi, by trafić już po wojnie do Kłodzka. Tu podjęłam pracę w dyrekcji kłodzkiego oddziału PKP na stanowisku urzędniczki, awansując w kolejnych latach pracy, ale wciąż w kolejnictwie.

Otrzymałam przydział na służbowe mieszkanie przy ul. Grunwaldzkiej i tak przepracowałam już bez przygód do emerytury. Budzę się tylko niekiedy w złym śnie, i te cztery dni spędzone w tej enkawudeckiej katowni sprzed 50 lat, i śmierć mojego synka, i ostatnie spojrzenie zamglonymi oczami męża i ogarnia mnie bezmierny żal i pytanie – czym zasłużyłam na takie cierpienie? Dlaczego odeszli ode mnie wszyscy których tak kochałam i mąż, i synek i mamusia, którą jak świętość wielbiłam i której mój pierwszy wiersz poświęciłam. Wierzę tylko, że niebawem spotkam się z moimi najbliższymi. W samotności piszę trochę wierszy, fraszek, opowiadań. Maluję też obrazy – widoki głównie. Trudno mi jednak bardzo, bo niedowidzam już, co przy malowaniu jest wadą wielce istotna.
- Ubolewam jednak nie tyle nad moją samotnością i kolcami, których na mojej drodze życia los mi nie skąpił, co nad bezdusznością ludzi. Jacyż staliśmy się obojętni na cierpienia bliźnich, jak lekko zapominamy o naukach i przestrogach rodziców, a także błędach popełnianych przez nas w życiowych doświadczeniach. U schyłku mego życia wydaje mi się, że poznałam nasze narodowe skłonności do pieniactwa i zawiści, nasz brak kultury politycznej i zamiłowanie , żeby kwiaty kłaść na posągach, ale ciernie wbijać żywym.

Wspomnienia Ireny Jędrzejewicz spisał Michał Tarnopolski w 1992 r. Schorowana i pozbawiona bliskich w Kłodzku pani Irena, została podopieczną Ośrodka Pomocy Społecznej w jednym z Domów Ziemi Kłodzkiej, gdzie po kilku latach zmarła. Pozostawiła potomnym jeden ze swych wierszy i malowidło Brzózek wileńskich, jak je określała. Do końca swych dni pocieszeniem dla niej była wolność Polski i rychła możliwość spotkania się z najbliższymi w lepszym świeci

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na klodzko.naszemiasto.pl Nasze Miasto