Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad z Tadeuszem Pawłowskim

Jakub Guder
Paweł Relikowski
- Wyzwaniem były kroki w kierunku oszczędności. Trudno było niektórych piłkarzy zastąpić, ale codzienną pracą pokazaliśmy jednak, że nie ma ludzi niezastąpionych. Po zlikwidowaniu kominów płacowych jest dużo zdrowsza atmosfera w zespole - mówi trener Tadeusz Pawłowski, z którym w poniedziałek rozmawialiśmy na Gali Ekstraklasy w Warszawie.

To chyba był udany sezon dla Pana. Jest Pan w końcu drugim pod względem stażu szkoleniowcem w ekstraklasie, a to w Polsce duży sukces.
No tak, a chcę iść na rekord, bo mam nadzieję długo pracować w Śląsku (śmiech). Osiągnęliśmy cel, który sobie założyliśmy, czyli najpierw pierwszą ósemkę, a potem awans do europejskich pucharów. Może w grudniu, kiedy byliśmy na drugim miejscu, apetyty były większe. Myślę jednak, że czwarte miejsce jest ogromnym sukcesem, zarówno zarządu jak i piłkarzy i moim. To piękny prezent dla kibiców. Mam nadzieję, że dzięki temu stadion zacznie się pomału zapełniać.

Jak był dl Pana najtrudniejszy moment w tym sezonie?
Wyzwaniem były kroki w kierunku oszczędności. Trudno było niektórych piłkarzy zastąpić, ale codzienną pracą pokazaliśmy jednak, że nie ma ludzi niezastąpionych. Po zlikwidowaniu kominów płacowych jest dużo zdrowsza atmosfera w zespole. Trudne momenty? Każdy mecz to jest jakaś presja. Wiedziałem, że od każdego punktu zależy nasza egzystencja w lidze, bo najpierw walczyliśmy o ósemkę, a potem o puchary. Trudne chwile były, gdy przegraliśmy w Bełchatowie czy z Pogonią Szczecin i pojawiły się opinie, że będziemy walczyli w grupie spadkowej. No i początek wiosny, kiedy zaczęliśmy od ciężkich meczów i mieliśmy wahnięcia formy. Pojawiło się dużo remisów i porażki. Bardzo się cieszę, że pięknie to zakończyliśmy, a gdyby nie ostatni mecz z Górnikiem, to mielibyśmy cztery zwycięstwa z rzędu. Mimo wszystko trzeba się cieszyć z tego, co osiągnęliśmy.

A jaki był ten sezon w ekstraklasie w porównaniu do poprzedniego?
Nie skupiałem się na tym, czy ta liga jest dobra, czy zła; czy jej reguły są dobre, czy nie. Były to inne rozgrywki, bo rok temu graliśmy w grupie spadkowej przez co pojawiało się więcej nerwów. Każdy mecz mógł nas spuścić w przepaść. Teraz nie było takiego obciążenia. Naturalnie wiem, że po jesieni wszyscy czekali na awans do pucharów, jednak dla mnie nie było to takie obciążenie, jak rok wcześniej. Wtedy debiutowałem, nie znałem jeszcze tak ekstraklasy. Musiałem się też zmierzyć z krytyką pewnych osób, które uważały, że nie dam rady.

Rozmawiamy na Gali Ekstraklasy w Warszawie. Spotkał Pan wielu znajomych? Z kim powitanie było najbardziej serdeczne?
Ja ze wszystkimi witam się serdecznie (śmiech). Wymieniliśmy kilka uwag ze Zbyszkiem Bońkiem na temat gry i polskiej piłki. Bardzo się cieszę, że nasza przyjaźń z boiska przetrwała do teraz i możemy rozmawiać o naszych doświadczeniach. Pogratulowałem serdecznie trenerowi Lecha Maciejowi Skorży, Michałowi Probierzowi. Przywitałem się z trenerami ze szkoły trenerskiej – z Dariuszem Pasieką i Stefanem Majewskim. Każdy tutaj ma jakąś role w piłce i każdego szanuję.

Prezesowi Bońkowi powiedział Pan, że gdyby kiedyś szukał trenera reprezentacji, to Pan czeka na telefon?
(śmiech) Teraz myślę przede wszystkim o Śląsku. Trener Adam Nawałka bardzo dobrze wykonuje swoją pracę więc nawet mi to na myśl nie przyszło. Ciszyłem się z gratulacji od prezesa Bońka, jakie za całą pracę dostał sztab WKS-u. Ja myślami wybiegam do losowania, przygotowań zespołu, do jesiennych meczów. Mam swoje sprawy, które zaprzątają mi głowę.

Udało się zamienić zdanie z Orestem Lenczykiem?
Orest Lenczyk był moim trenerem w Śląsku, bardzo mile ten okres wspominam. Nie mogę powiedzieć, że jest między nami jakaś wielka przyjaźń, ale jest nitka szacunku. Bardzo go szanuję i nie ukrywam, że od czasu do czasu dzwonimy do siebie i wymieniamy się poglądami. Dzisiaj akurat nie wpadliśmy na siebie.

Henning Berg nie zdobył mistrzostwa Polski, Mariusz Rumak spadł z ligi, Jerzy Brzęczek nie awansował do pucharów, a wszyscy na Gali Ekstraklasy nominowani byli do nagrody trenera roku. Pana zabrakło – jak to możliwe?
A nie wiem, to nie ja wybieram (śmiech). To fajna zabawa. Może muszę jeszcze ciężej pracować, albo Śląsk musi skończyć rozgrywki na podium (uśmiech). To jednak najmniej ważne – wszystkich oklaskiwałem.

A Pan – na kogo głosował wśród trenerów?
Faworytów miałem dwóch – Macieja Skorżę i Michała Probierza. Głosowałem na tego drugiego. Zrobił bardzo dobrą robotę w Jagiellonii – z mniejszym klubem, mniejszym budżetem. Wprowadził do drużyny dużo młodych zawodników.

A wśród piłkarzy?
Przede wszystkim na tych, którzy kiedyś grali w Śląsku – na Tomasza Jodłowca. Wśród napastników też wybrałem zawodnika z Dolnego Śląska – Michała Tuszyńskiego.

Z tą wiedzą transferową, którą ma Pan na tę chwilę, czwarte miejsce za rok Śląska to będzie sukces, czy liczycie na coś więcej?
Razem z zarządem mówimy jednym głosem. Rok temu graliśmy w grupie spadkowej, teraz zajęliśmy czwarte miejsce. Europejskie puchary dają mi duży handicap, bo jestem w 100 procentach przekonany, że drużyna zostanie wzmocniona i zwiększy się rywalizacja w zespole. Z tego względu uważam, że stać nas na jeszcze lepszy wynik.

Zgadza się Pan z tym, co powiedział Michał Probierz, że puchary to pocałunek śmierci?
Z jednej strony to trudne zaczynać mecze już 2 lipca, z drugiej – mam duże doświadczenie z gry w europejskich pucharach i ciekawy plan przygotowań. Myślę, że dla Śląska nie będzie to taki problem, jaki miał rok temu na przykład Ruch Chorzów. Chciałbym mówić o pozytywach. Po to cały rok walczyliśmy, żeby teraz mówić otwarcie, że chcemy wejść do fazy zasadniczej. Oczywiście trzeba przejść wiele szczebli, ale marzenia się spełniają. To jest nasz cel.

Nie ma Pan zatem zamiaru odpuszczać piłkarzom? Śruba zostanie jeszcze bardziej przykręcona?
Jesteśmy już na dość wysokim pułapie, jeśli chodzi o motorykę. Dzięki temu obciążenia będą mogły być mniejsze niż rok temu, bo wtedy wykonaliśmy faktycznie morderczą pracę. Chłopcom się twarze uśmiechnęły, gdy im to powiedziałem (uśmiech).

Mieli czasem dosyć?
Tak czasem bywa, zwłaszcza kiedy pojawił się krótki kryzys i nie było wyników. Cieszę się jednak, że wytrzymaliśmy to ciśnienie i nie zmieniliśmy nic w naszych treningach.

Jak spędzi Pan ten krótki urlop?
We wtorek (rozmawialiśmy w poniedziałek - przyp. JG) wracam do Wrocławia. W środę lecę przez Frankfurt do Zurychu, potem do Bregenz. Jak wszyscy wiedzą, mam bardzo chorego syna i chciałbym te dwa tygodnie z nim spędzić. To mnie nakręci do dalszej pracy. Spacery z nim na wózku inwalidzkim dadzą mi możliwość przemyślenia pewnych spraw.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto