Jasnowidz Filip Fediuk ze Starego Waliszowa. Nazywali go kłodzkim Nostradamusem. Czy przewidział powódź w 1997 roku?
Taką historię otrzymaliśmy od naszego Czytelnika:
Mama pochodzi ze wschodu, dokładniej ze wsi Tuczna koło Białej Podlaski. Jako młoda dziewczyna przyjechała na Dolny Śląsk w poszukiwaniu pracy, tu poznała mojego tatę, wyszła za mąż i zamieszkała w Świebodzicach, zostawiając na wschodzie swoich rodziców i liczne rodzeństwo (miała 9 rodzeństwa). Później na świat przyszły moje siostry (78 i 80r.) W 1986r roku zaginął mój dziadek. Pojawiały się u niego początki demencji starczej i któregoś dnia w zimę ubrał się, wyszedł z domu i już nie wrócił. Cała rodzina wraz z pobliskimi wioskami oraz milicją szukali go przez kilka miesięcy. Gdzieś doszli, że jakoś człowiek go podwoził na przystanek i tam ślad się urwał. Moja mama usłyszała gdzieś o Panu Filipku. Jak twierdzi, nie miała nic do stracenia i pojechała z moim tatą do tego człowieka. Podobno była dość duża kolejka. W końcu ją przyjął. Zaprosił do pokoju, kazał usiąść, a sam podszedł do okna.
- Co, ojca szukasz?
- Tak proszę pana.
- Ty masz dwie dziewczynki, jak aniołki, ale jeszcze będzie chłopak (urodziłem się w 1989, a historia miała miejsce w 1986r.), masz dobrego męża... ale ojca nie szukajcie, bo nikt z was go nie znajdzie, znajdzie go kto inny.
Mama mi jeszcze opowiadała, że musiała schować pieniądze pod obrus, bo ludzie tak robili, gdyż sam Filipek była bardzo zły, jak ktoś wprost oferował zapłatę.
Oczywiście poszukiwań nie zaprzestano, lecz dziadka znalazl dopiero na wiosnę wędkarz łowiący ryby w rzece Bug. Dziadek musiał wpaść do rzeki i zamarznąć. Tak więc sprawdziło się wszystko, co powiedział Filipek. O córkach (choć mama o nich nie wspominała) o mnie, i o dziadku.
KOLEJNE WSPOMNIENIE NA NASTĘPNEJ STRONIE>>>>