Druga bolączka, która spędzała im ostatnio sen z powiek? - Martwimy się o odprawę lotniczą. Mamy mały nadbagaż. Nasze rzeczy są nieco cięższe niż pozwala na to linia lotnicza - przyznaje z uśmiechem Lech Flaczyński. Pakuje do portfela nowy studolarowy banknot. - To na wszelki wypadek.Karawaną pod Mount EverestJak przyznaje grudziądzki podróżnik, przygotowania do wyprawy są o wiele bardziej stresujące niż sama wspinaczka. Razem z synem Wojciechem wczoraj rano wyjechali z Grudziądza do Warszawy, skąd, przez Katar polecieli do Katmandu - stolicy Nepalu. Stamtąd małym samolotem przedostaną się w okolice Himalajów.- Następnie karawaną dotrzemy po siedmiu dniach pod Mount Everest i Lhotse - mówi podróżnik i himalaista.Baza dla obu szczytów jest wspólna. Do następnego obozu prowadzi także wspólny szlak. - Do pewnego momentu będziemy mieli do czynienia z kolejkami osób, które będą wchodziły głównie na najwyższą górę świata. Będą wśród nich dominować nie wspinacze a turyści wysokogórscy - obawia się Lech. - Są to ludzie, którzy często nie mają pojęcia nawet o sprzęcie wspinaczkowym. Płacą po 100 tys. dolarów za możliwość wejścia, każdy ma osobistego tragarza, a nawet po kilku, którzy na górę wnoszą rarytasy do jedzenia i luksusowy sprzęt.---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Czytaj też:Atak terrorystyczny na Nanga Parbat. Himalaiści zabici przez ekstremistów ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Droga na Everest jest stosunkowo prosta. Wszędzie praktycznie zamocowane są poręcze z lin. Na Lhotse takich ułatwień nie ma. - Będziemy musieli „rzeźbić sami" - zakłada Lech. - Jeśli będą dobre warunki, to zaatakujemy szczyt bez poręczowania. Zdobędziemy go w stylu alpejskim.Równolegle z grudziądzanami będzie wspinać się zespół Bogusława Magrela i Michała Matląga. Na szczyt wchodzić będzie też grupa Chorwatów.Będziemy w kontakcie!Nasi himalaiści zabierają ze sobą trochę więcej elektronicznego sprzętu niż podczas pechowej ubiegłorocznej wyprawy na Nanga Parbat.- Bierzemy ze sobą netbooka. Będziemy próbować się kontaktować przez niego. W okolicy bazy można złapać zasięg sieci komórkowej - mówi Wojciech, syn Lecha. - Spakowaliśmy też małą kamerę, którą można zamocować na czole. Przywieziemy piękny materiał filmowy i fotograficzny.Wczoraj żegnała ich Barbara Flaczyńska, żona Lecha i mama Wojciecha: - Jak zawsze się trochę martwię. Wierzę że wrócą cali.Zgodnie z planem grudziądzanie powinni wejść na szczyt w połowie maja. O postępach wyprawy będziemy informowali. Lhotse to szczyt w paśmie Himalajów o wysokości 8.516 metrów nad poziomem morza. Czwarty co do wysokości na świecie.24 października 1989 roku na Lhotse zginął jeden z najwybitniejszych polskich i światowych himalaistów - Jerzy Kukuczka. Na południowej ścianie na wysokości 8.300 m pękła lina, która go przytrzymywała. Spadł w dwukilometrową przepaść.W czerwcu ubiegłego roku Lech i Wojciech Flaczyńscy wspinali się na inny ośmiotysięcznik - Nanga Parbat. Kiedy znajdowali się na wysokości ponad 6 kilometrów, położoną niżej bazę zaatakowali Talibowie. W zamachu pod Nanga Parbat terroryści zamordowali 11 himalaistów. Grudziądzanie cudem uniknęli śmierci. Zostali ewakuowani.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?