Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polacy zostali skołowani częstymi zmianami strategii walki z koronawirusem. Model szwedzki drogą do lasu krzyży - mówi psycholog społeczny

Tomasz Dereszyński
Tomasz Dereszyński
Polacy zostali skołowani częstymi zmianami strategii walki z koronawirlsem. Model szwedzki drogą do lasu krzyży - mówi psycholog społeczny
Polacy zostali skołowani częstymi zmianami strategii walki z koronawirlsem. Model szwedzki drogą do lasu krzyży - mówi psycholog społeczny Polska Press
- Latem 2020 rząd realizował scenariusz szwedzki. Listopad 2020 r. był konsekwencją tego, że ktoś sobie pomyślał, że można spróbować “przechorować” Polaków i w ten sposób wyjść na swoje - komentuje dr Wiesław Baryła, psycholog społeczny, Uniwersytet SWPS w Sopocie.

Panie doktorze za pasem fala luzowania obostrzeń więc powoli można już podsumować postawy Polaków. Jak się jako społeczeństwo zachowywaliśmy w pandemii?

W miarę odpowiedzialnie, nie najgorzej. Na pewno nie możemy o sobie myśleć, że jesteśmy tak sumiennym i rozsądnym społeczeństwem jak na przykład mieszkańcy Tajwanu, Singapuru czy Nowej Zelandii, które to państwa sobie po prostu poradziły wprowadzając na poziomie rządowym bardzo ostre restrykcje a ludzie ich przestrzegali bez zbędnej kontestacji. To sprawiło, że te kraje zostały ominięte przez pandemię w znaczeniu ofiar śmiertelnych i pokowidowych powikłań. A i ich gospodarki też dobrze się mają. U nas aż tak dobrze nie było. Z drugiej strony znacznie lepiej niż Brazylia, która po dwóch ogromnych falach zachorowań znalazła się na krawędzi załamania funkcjonowania państwa a prezydent Jair Bolsonaro gwałtownie traci poparcie społeczne. Jako Polacy znaleźliśmy się gdzieś pośrodku, gdybym miał zaryzykować ocenę, to powiedziałbym, że na tle innych społeczności wypadliśmy lepiej niż nasz rząd na tle innych rządów.

Zwolennicy rządu argumentują, że przecież nie mieliśmy dotąd takiej pandemii, więc walka z nią była i jest trudna, bezprecedensowa. Przeciwnicy gabinetu Zjednoczonej Prawicy, krytykując jego politykę, np. przywołują kraje bardziej uporządkowane. Jak pan na to patrzy?

Największym problemem jest to, że nie było i nie ma spójności w działaniach rządu. Nie znam oczywiście kulis, pewnie niewiele osób je zna, ale zmiany z dnia na dzień tzw. strategii narodowych - a jakże - strategii walki z pandemią, a teraz szczepień zupełnie nie przystają do elementarnych zasad zarządzania kryzysowego.

Podstawą powinno być budowanie zaufania obywateli do działań rządu oraz budowanie ich poczucia bezpieczeństwa. A mieliśmy pamiętną panikę i pozbawiony realnych podstaw lockdown w marcu 2020, zamknięte lasy i parki, w maju rzekomo koronawirus został pokonany, w listopadzie podobno rząd został zaskoczony tzw. drugą falą koronawirusa. Ale w grudniu, gdy już była znana zjadliwość brytyjskiego wariantu koronawirusa, rząd podobno bał się narzucić kwarantannę na rodaków wracających z Wielkiej Brytanii co w konsekwencji zaowocowało kolejnym marcowym lockdownem. Teraz mamy zapowiedzi szybkiego luzowania obostrzeń. Z perspektywy przeciętnego Polaka działania rządu są miotaniem się od ściany do ściany a nie realizacją jakiekolwiek strategii.

Największe zastrzeżenie, jakie mam do rządu, to że latem 2020 de facto testował na nas wszystkich model szwedzki czyli nabieranie odporności stadnej przez przechorowanie, mając świadomość tego, że szczepionki już niedługo się pojawią i że ten model jest drogą prowadzącą do lasu krzyży.

Ktoś tak zdecydował? Kto?

Profesor Andrzej Horban, główny doradca prezesa Rady Ministrów do spraw COVID-19, w wywiadzie z 26 stycznia 2021 przyznał, że latem 2020 rząd realizował scenariusz szwedzki. Listopad 2020 r. był konsekwencją tego, że ktoś sobie pomyślał, że można spróbować “przechorować” Polaków i w ten sposób wyjść na swoje. Tego nie można wybaczyć, bo żaden poważny epidemiolog, których twittery śledziłem uważnie, nie pozostawił suchej nitki na modelu szwedzkim.

Nie dziwota, że Polacy mieli problem z odbiorem wytycznych z góry. Co pana w postawie Polaków, w ich reakcji na to umowne skakanie od Annasza do Kajfasza, zdziwiło, zaskoczyło?

Polacy zostali skołowani tymi częstymi zmianami. Oczywiście jedni mniej, drudzy bardziej. Badań na temat tego, jak Polacy rozumieją całą sytuację, jest całkiem sporo, ale ich wyniki nie prowadzą do jasnej konkluzji. Znacznie więcej o tym skołowaniu mówi nam odsetek 45% Polaków, którzy deklarują, że się nie zaszczepią na covid.

Dużo mówiły nam też obrazki z przestrzeni publicznej, choćby z Krupówek w Zakopanem czy też “podziemne” życie gastronomiczno-rozrywkowe. Te przesłanki każą nam myśleć, że jest całkiem liczna grupa osób, które niewiele lub wręcz nic sobie robią z zagrożeń pandemii. Jest też druga grupa, która całą pandemią jest bardzo mocno przerażona. Osoby te często bardzo wyolbrzymiają ryzyko związane z covidem, nie potrafią rozsądnie skalkulować sobie tego ryzyka, zakładają, że zachorowanie oznacza śmierć a każde narażenie się na kontakt z osobą chorą oznacza zarażenie. Z powodu tego wyolbrzymionego zagrożenia niemal przestali żyć, zamknęli się na amen w czterech ścianach i czekają aż koronawirusa nie będzie. Jedni uwierzyli, że jest dobrze, drudzy, że jest fatalnie.

Mamy bardzo niewiele tzw. środka czyli osób, które w miarę sensownie zarządzają ryzykiem, stosują się do tych obostrzeń, które są sensowne, dają sobie wytchnienie od tych, które są po prostu idiotyczne. Te osoby w miarę normalnie w pandemicznych warunkach funkcjonują. Liczebne grupy osób o skrajnych postawach wobec COVID-19 i mało liczna grupa osób o postawach umiarkowanych oznacza bardzo niebezpieczny stan polaryzacji społeczeństwa w kwestii życiowo ważnych dla każdego z nas bezpieczeństwa życia i zdrowia. Za tę polaryzację odpowiedzialność ponosi rząd, bo doprowadził do niej swoim niespójnym działaniem.

Użył pan obrazowego porównania o polaryzacji postaw. Na ile ta polaryzacja wynika z polaryzacji sceny politycznej?

Tu raczej jest na krzyż. Ta polaryzacja postaw odbija się raczej w ocenie skuteczności działań rządu w walce z pandemią, natomiast na pewno nie wpływa na postawy do koronawirusa, w stosowaniu się do obostrzeń, chęci szczepienia się. To na pewno tak nie działa, że szczepią się zwolennicy PiS a nie szczepią się zwolennicy opozycji albo na odwrót. Ta polaryzacja postaw do COVID-19 jest w poprzek sceny politycznej. Co ciekawe, niespójna wypowiedź przedstawicieli rządu, dla jednych jest przesłanką do myślenia, że mamy światowy spisek covidowy, w którym Polska też bierze udział, dla drugich, że COVID-19 jest tak potężnym zagrożeniem, że rządzący nie są w stanie zdobyć się na mówienie całej prawdy o tym, jakiego spustoszenia w naszym społeczeństwie dokonuje. By uzyskać zrównoważoną postawę, należy prowadzić spójną komunikację. Takiej komunikacji w sprawie pandemii w Polsce nie było i chyba nie będzie.

Jesteśmy na progu luzowania więc Polacy z pewnością będą chcieli odreagować pandemię. Jak możemy się zachowywać w najbliższym czasie?

Okres przejściowy jest najtrudniejszy do przewidzenia. To taki czas, że coś tam już będzie wolno robić, coś jeszcze nie będzie dozwolone. Służby takie jak sanepid, policja, prokuratura, nie wiadomo, jak się będą zachowywały wobec tych, którzy nie będą chcieć czekać na kolejne etapy luzowania. Trudno przewidzieć czym skończy się maj 2021 r. Zobaczymy, czy Polacy jeszcze trochę wytrzymają wiedząc, że światełko w tunelu jest coraz większe i niewiele trzeba, by całkiem bezpiecznie powrócić do życia przedpandemicznego, czy już teraz można sobie folgować. Bo, że to folgowanie w niedalekiej przyszłości nastąpi jest pewne, bo przecież nasi rodacy przez ten pandemiczny rok zbierali pomysły na wyjazdy, planowali je, zbierali pieniądze i planowali, że odrobią sobie to wszystko, co stracili w czasie tych długich miesięcy pandemii. Co zaplanowali, to zrealizują a dołożą do tego spontaniczne inicjatywy wynikające z poddania się prądowi powszechnego odreagowania.

Polacy już czekają, by ruszyć w świat?

Tak, Polacy czekają na to, by polecieć na drugi koniec świata, pojechać w Polskę. Będą przesiadywać w restauracjach, pubach, będą chcieli zrealizować wszystkie zachcianki. Tak jest zawsze po okresie ograniczeń, takie pewnego rodzaju przesadne odbicie, zrealizowanie potrzeb, które zostały zamrożone w pandemii. Wybuch konsumpcji czy ekspresji siebie jest wtedy oczywisty, ale czy będzie się to działo już jutro czy pojutrze, czy może da się bardziej rozsądnie namówić nas do tego, byśmy dopiero na koniec czerwca oddali się tym wszystkim uciechom, tak tłumionym w ostatnim czasie, tego nie wiem. Wiem, że czeka nas coś takiego w najbliższym czasie. Takie pełne odreagowanie nastąpi prędzej czy później.

Czego jako społeczeństwo nauczyliśmy się w pandemii. Mam na myśli choćby nabyte nawyki ostrożności, większą dbałość o higienę, umiejętność szukania i zdobywania wiedzy medycznej?

Dane historyczne pokazują, że w pamięci zbiorowej doświadczenia pandemiczne, epidemiczne, zacierają się bardzo szybko. Takie doświadczenia znikają dosłownie w perspektywie zaledwie kilku lat. Z drugiej strony te wszystkie doświadczenia pandemiczne pozostaną z nami o tyle, o ile stały się pretekstem do zmian np. organizacji pracy czy organizacji życia społecznego poprzez zdalne komunikowanie się. To zostanie o ile będzie się to opłacało tym, którzy nam takie technologie dostarczyli czy wprowadzili do powszechnego obiegu.

Czyli zostanie z nami wymiar technologiczny?

Pandemia dała kopa informatyzacji w kontaktach obywateli z urzędami. To będzie niewątpliwa korzyść z pandemii, to się nie odwróci. Jest to łatwiejsze, tańsze, stworzono po prostu narzędzia i procedury. Mówiąc krótko zostaną z nami procedury, które się sprawdziły. Natomiast o takiej korzyści z pandemii jak większa dbałość o higienę w całkiem nieodległej przyszłości zapomnimy.

Pandemia dokuczyła bardzo wielu osobom prowadzącym działalność gospodarczą. Tego nie widać np. w niskich w Polsce (najniższe bezrobocie w UE) wskaźnikach bezrobocia. Co z tym fantem?

Odsetek osób zarejestrowanych jako bezrobotne daje w Polsce fałszywy obraz rynku pracy, bo pracę w znaczeniu umowy o pracę, mają przede wszystkim osoby żyjące z publicznych pieniędzy. Ogromna grupa osób pracuje na umowach cywilno-prawnych. Oni oficjalnie nie są na bezrobociu, ale są w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej. Nadzieja w środkach unijnych i Krajowym Planie Odbudowy.

Pandemia pozostawi w nas jakieś obawy, strachy? Kto ewentualnie będzie beneficjentem tych obaw czy strachów?

Obawiam się, że nie. Nawet te złe doświadczenia ogólnie rzecz biorąc nie pozostawią śladów. Obawiam się, że kolejna pandemia, o której mówią historycy i epidemiolodzy, jest nieunikniona. Ona po prostu gdzieś już się wykluwa. Znowu nas, zwykłych ludzi zaskoczy, znowu będziemy żyli w niepewności, obym się mylił. Jeśli nie zaskoczy rządów, usług publicznych, to będzie dobrze. Na dłuższą metę nie da się oczywiście żyć ze stałą świadomością licznych zagrożeń, a to klimatycznych, a to pandemicznych, epidemiologicznych. Po ptasiej grypie, po świńskiej grypie, nie ma w naszej świadomości śladu.

Musi się znów coś mocniejszego stać, by nas doprowadziło do alarmu, oczywiście odpukać w niemalowane, by tak się nie stało.

W uproszczeniu, ale nie przesadnym, z ludźmi jest tak, że jak czegoś nie widać, to dla nich to nie istnieje. Nasz umysł zajmuje się tym, czego doświadczamy, a potencjalne zagrożenia epidemiologiczne są dla pojedynczych osób niewidoczne. Pewnie za sprawą mediów znikną w natłoku kolejnych newsów, kolejnych często negatywnych informacji. Potencjalność zdarzenia nie przemawia do wyobraźni. Ludzie bardzo kiepsko sobie radzą z rozumieniem prawdopodobieństwa, szczególnie tych skrajnych. Z reguły nie doceniamy nawet 99-procentowego prawdopodobieństwa. Oceniamy, że te 99 procent to nie jest prawie pewne, wydaje nam się, że do 100 procent dużo brakuje. Na odwrót jest z bardzo niskimi prawdopodobieństwami, które subiektywnie przeceniamy, szczególnie jeśli dotyczą one zdarzeń negatywnych.

To bardzo wygodne podejście, takie nie wymagające myślenia.

Dokładnie. Pozwala żyć. Natomiast z punktu widzenia racjonalnego, chociażby dysponowania środkami na wypadek kolejnej pandemii, zawsze jest kosztowne niezależnie od tego, czy patrzymy na WHO czy inne organizacje, poszczególne rządy czy jednostki. Inaczej mówiąc, jeśli są inne potrzeby, wydatki, to one wysuwają się na pierwszy plan, spychając te racjonalne przygotowania na nieuniknioną kolejną pandemię na dalszy plan.

Pesymistyczne wizje pan snuje, jeśli chodzi o obserwacje społeczne. Żadnej nadziei?

Sposoby, na które ludzie rozumieją świat i swoje w nim miejsce są podobne wszędzie na świecie. U nas, ale też u Amerykanów, widać polaryzację postaw w stosunku do COVID-19; mniejszą, ale też znaczną w Niemczech, gdzie środowiska antycovidowe są znaczną mniejszością. W Polsce ta mniejszość jest na tyle duża, że jej zachowania ważą na sytuacji każdego z nas. Bo w gruncie rzeczy, jeśli nie da się przekonać 80 proc. Polaków, żeby się zaszczepili, to kolejne mniejsze lub większe fale pandemii są nieuniknione. Mam nadzieję, że nie tak drastycznie jak to miało miejsce przez ostatni rok, ale się wydarzą. Szpitale będą wypełnione pacjentami ciężko chorującymi na zapalenie płuc, których przyczyną będzie jakiś wariant SARS-CoV-2.

Społeczeństwo zaszczepione będzie przekonane, że jest bezpieczne. Na ile takie przekonanie spowoduje, że zaczniemy zachowywać się tak, że nic złego się nie będzie działo? Tymczasem twórca szczepionki mRNA Ugur Sahin już zapowiada, że będzie potrzebna trzecia dawka szczepionki oraz nie wyklucza podawania dawek przypominających co jakiś czas.

Tak naprawdę nie wiadomo. Trudno jest ludziom zrozumieć, że wprowadza się do powszechnego użytku szczepionki, a nie ma absolutnej pewności co do ich skuteczności i bezpieczeństwa. Nagle ludzie uświadamiają sobie, że w ogóle medykamenty, mogą pomagać, ale też mogą szkodzić, ale tak ten świat działa i nie ma w nim rozwiązań i środków pewnych w swej doskonałości. Niepewność jest solą życia, pogodzenie się z tym dla niektórych z nas jest bardzo trudne, nie tolerujemy jej, staramy się jak najszybciej zredukować jej poziom. Na osoby takie czyhają łatwe i oczywiście nieprawdziwe rozwiązania i odpowiedzi podsuwane przez fałszywe autorytety i teorie spiskowe. Ale są też tacy, którzy nauczyli się tolerować niepewność, uznawać, że fortuna kołem się toczy, i są kwestie na które nie mamy absolutnie żadnego wpływu. Ponieważ są informacje, których na razie nie mamy, musimy się uzbroić w postawę stoicką, cierpliwość i żyć. Żeby taką postawę przyjąć potrzebne są “narzędzia umysłowe”, trzeba się tego nauczyć. Najlepszy miejscem do tego zawsze były uniwersytety. Jednak nawet przez tych po studiach bardzo często ujawnienie się niepewności wiedzy, niepewności technologii jest doświadczeniem egzystencjalnego zagrożenia. A ludzie z zagrożeniami radzą sobie w ten sposób, że zamykają na nie oczy.

Nie można nabywać tych “narzędzi umysłowych” w szkole średniej?

Może w Stanach Zjednoczonych, ale nie w Polsce, nie w ujęciu kontynentalnym, bo szkoły średnie czy podstawowe niestety w tym post prusko-francuskim wydaniu przede wszystkim wychowują uczniów a poza tym budują w nich przekonanie, że nauka jest gmachem gładkim i świetlistym. W szkołach kształtuje się w uczniach przekonanie, że mamy do czynienia z ciągłym postępem w nauce, której celem jest poznanie prawdy. Co daje w uczniu przekonanie, że wiedza nabyta w szkole średniej jest wiedzą pewną. Dopiero na uniwersytecie człowiek się dowiaduje, że wcale nie.

Rozmawiał Tomasz Dereszyński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto