Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polynesia. Gra planszowa, która uwiedzie Was wyglądem, a zatrzyma świetną zabawą [RECENZJA]

Marcin Śpiewakowski
Marcin Śpiewakowski
Spisaliście 2020 na straty? Za wcześnie! Pod koniec roku pojawiła się bowiem przepiękna gra planszowa, od której nie będziecie w stanie się oderwać. To też dobra wiadomość, bo oznacza wejście na rynek gier planszowych nowego gracza - Stork Games Distribution. Zobaczcie, co dla Was przygotowali!

To bezdyskusyjnie jedna z najbardziej atrakcyjnych wizualnie gier wydanych w tym roku i bardzo mocne zaznaczenie swojej obecności na rynku przez nowego wydawcę, a właściwie dystrybutora – Stork Games. Co ważne, wydanie polskie w żaden sposób nie ustępuje jakościowo wersji oryginalnej, bo jest to de facto wersja angielskojęzyczna, zawierająca komplet oryginalnych kart, instrukcji i pomocy gracza, wzbogacona o ich odpowiedniki po polsku. W grę można tym samym bez problemu grać w wersji angielskiej, hiszpańskiej i polskiej. To standard, który obowiązywać będzie przy wszystkich grach Stork Games - więcej ich gier znajdziecie na ich stronie na Facebooku.

Wracając jednak do „Polynesii” – w grze wcielamy się w rolę polinezyjskich plemion, które próbują uciec przed wybuchem wulkanu i wyruszają w poszukiwaniu bezpiecznych miejsc do zamieszkania. W tym celu trzeba wytyczyć nowe szlaki między wyspami, zdobywać muszle i ryby, którymi można płacić za łodzie i usługi przewodników z innych plemion, a następnie spróbować przeprawić jak najwięcej członków plemienia na bezpieczny ląd. Czas nie gra na naszą korzyść, bo wulkan może wybuchnąć w każdej chwili i niemal nigdy nie wiadomo na pewno, ile rund jeszcze potrwa gra.

To pierwszy z ciekawych zabiegów zastosowanych w „Polynesii” – pod koniec każdej rundy losujemy kostkę skały wulkanicznej. Wylosowanie szóstej czerwonej oznacza wybuch wulkanu i koniec gry. Szare skały nie liczą się do limitu i wydłużają grę, natomiast czarna sprawia, że w tej samej rundzie losowane są jeszcze dwie dodatkowe kostki, co przyspiesza zakończenie gry i jest szczególnie bolesne, gdy oznacza natychmiastowy koniec rozgrywki i zliczanie punktów.

Świetnym zabiegiem jest też zmniejszenie ludzików, których ustawiamy na planszy, względem standardu, do którego przyzwyczaiły nas inne gry. Dzięki temu plansza, wulkan i cały archipelag wydają się ogromne, co podkreśla aspekt eksploracji i odkrywania nowych lądów. Nie sposób w tym momencie nie pochwalić całego aspektu wizualnego gry – plansza jest bardzo solidna, przepięknie namalowana i dwustronna (osobno warianty dla 2-3 i 4 osób), a drewniane komponenty wyglądają bardzo atrakcyjnie i zachęcają do zabawy.

Każda runda składa się z trzech akcji, wykonywanych na zmianę przez wszystkich graczy. Gracze mogą ustawić na planszy łódkę, podróżować członkami plemienia między połączonymi łodziami wyspami, łowić zasoby (ryby i muszle) lub osiedlić osadnika bezpośrednio na jednej z wysp. Ciekawą mechaniką jest system punktowy przypisany do każdej akcji, który sprawia, że niektóre akcje najbardziej opłaca się wykonywać na początku rundy, a niektóre – pod jej koniec. Ustawianie łodzi najbardziej opłaca się pod koniec rundy (jest wtedy najtańsze), a podróżowanie między wyspami na jej początku (mamy wtedy do dyspozycji najwięcej punktów ruchu). Trudność polega na tym, że zdroworozsądkowa kolejność na ogół stoi w sprzeczności z tym, co dzieje się na planszy (między wyspami nie można podróżować, o ile nie ustawimy tam wcześniej łodzi), co wymusza nieoptymalne rozwiązania i trudne decyzje.

Punkty zdobywa się nie tylko za uratowanie jak największej liczby członków plemienia, ale też za dotarcie do specjalnie punktowanych wysp. Odkrywca, który jako pierwszy dopłynie do danej wyspy często nagradzany jest zasobami, dodatkowymi punktami na koniec gry lub innym bonusem, który można wykorzystać natychmiast lub w dalszej części gry. W każdej rozgrywce losowane są też trzy karty, które wprowadzają dodatkowy warunek zdobywania punktów lub zmieniają zasady poruszania się po archipelagu. Kart jest aż 18, a niektóre połączenia wywracają zasady gry do góry nogami (szczególnie odważnym krokiem jest dodanie karty stojącej w jawnej sprzeczności z głównym celem gry i nagradzającej punktami za… zostawienie jak największej liczby osadników na wyspie z wulkanem), co gwarantuje, że każda partia będzie przynajmniej lekko różnić się od poprzednich.

W „Polynesię” można grać w 2, 3 lub 4 osoby. Wariant czteroosobowy rozgrywa się na nieco zmienionej planszy, a wariant dwuosobowy stosuje trochę inne zasady. Sprawia to, że przy każdej liczbie graczy rozgrywka jest nieco inna. Przy grze dwuosobowej ważną rolę pełni element blokowania przeciwnikowi dostępu do najbardziej potrzebnych szlaków, podczas gdy w grze 3- i 4-osobowej łódź przeciwnika stanowi tylko drobne nieudogodnienie. Wersja 4-osobowa z kolei pozwala poruszać się między wyspami, które w innych wariantach nie są ze sobą połączone.

Gra jest bardzo zacięta, a o tym, kto zostanie zwycięzcą, najczęściej decyduje ostatnia runda. Gra nie trwa długo (od 5 do 9 rund, co przekłada się na maksymalnie pół godziny gry w wersji dla dwóch osób), więc każdy ruch ma znaczenie, a gracze nigdy nie mają wystarczająco dużo czasu, żeby zrealizować wszystkie cele. "Polynesia" świetnie się sprawdzi jako gra rodzinna, ale fani strategicznego podejścia i zaciętej rywalizacji też znajdą tu wiele dla siebie.

Ocena: 8.5/10

Czytaj też:

Minerały. Najpiękniejsza gra planszowa ostatnich lat? A to d...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto