Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Święta skromne i bez Kevina. Pamiętasz jak to było kiedyś?

Małgorzata Moczulska
Zanim zasiądziemy do uginających się od jedzenia wigilijnych stołów, przypomnijmy sobie, jak dawniej świętowano. Przypomnijmy sobie czasy po wojnie, kiedy święta były biedne i bardzo skromne i późniejsze te w PRL-u, kiedy to gospodynie domowe musiały się sporo nakombinować, by kupić karpia, cytrusy i chleb. Przypomnijmy sobie aprowizację, która zapowiadała przydziały gwiazdkowe: cukier, mąkę, mydło toaletowe i do prania, kaszę, zapałki, a nawet kawę.

- Było skromnie, może nawet biednie, ale jakoś tak inaczej. Bardziej rodzinnie i bardziej ze sobą - słychać głosy naszych babć. Czy mają rację? Pewnie tak, bo sporo przeżyły i pamiętają.

Po wojnie nikt nie marzył o dwunastu potrawach na wigilijnym stole, udekorowanym białym obrusem. Z pachnącą choinką i bogatym Gwiazdorem. Było skromnie. Było też wiele roboty w domu. Sprzątanie, bielenie ścian wapnem, pranie, a na końcu gotowanie. Do dzieci należało przygotowanie ozdób na choinkę. Drzewko ubierano w wigilię, ale dzieciom „obskubać” ze słodyczy wolno ją było dopiero po świętach.

W czach PRL-u kiedy największym luksusem były pomarańcze i czekolada, a raczej produkt czekoladopodobny ludzie musieli wykazać się nie tyle wyobraźnią, a znajomościami, by sprawić komuś prezent. W analizie sporządzonej po Bożym Narodzeniu w 1973 roku przez nowo powstały wtedy Ośrodek Badania Opinii Publicznej można przeczytać, że jedynie 50 proc. dorosłych obywateli dostało prezent pod choinkę. Były to głównie prezenty praktyczne: czapki, szaliki i kapcie, w drugiej kolejności obdarowywano się słodyczami i droższą odzieżą (buty, swetry); dalej następowały kosmetyki i przybory do golenia dla panów oraz bielizna damska i męska (głównie skarpy i rajstopy).

Może się dzisiaj wydawać czymś niewyobrażalnym. Jednak przed wojną i zaraz po niej na wsi nie jadało się ryb. Trzeba było je kupić, co uważano za rozrzutność. Chyba, że ktoś sam złowił rybę.

- Tradycyjna polska wigilia jest jarska - przypominają etnografowie. - Wierzono, że wtedy następuje przenikanie się świata ludzkiego i zwierzęcego, „radość wszelkiego stworzenia”. Dlatego nie należało jeść mięsa, ryba była wyjątkiem. Tłuszczu zwierzęcego też nie używano, a potrawy maściło się olejem lnianym. Wigilia obfitowała także w mnóstwo zwyczajów, które miały w nadchodzącym roku zapewnić dobrobyt, siłę i zdrowie. Trzeba było np. mielić mąkę w żarnach, po to, by jej nie brakło przez cały rok. Wierzono również, że przy wigilijnym stole gromadzą się nie tylko żyjący, ale również zmarli członkowie rodziny. Specjalnie dla nich palono na polach ognie, by mogli się przy nich ogrzać, szykowano jedzenie, by mogli się najeść oraz miejsce w izbie, by mieli gdzie odpocząć. Dziś z tych zwyczajów zostało symboliczne „puste miejsce przy stole”.

Dzisiejszy suto zastawiony stół, a na nim dwanaście potraw to również znak czasu i tylko jedna z możliwych wersji. Według jednej z tradycji na świątecznym stole powinna znaleźć się nieparzysta liczba potraw, co zaprzeczałoby zwyczajowi, według którego symbolem jest liczba dwanaście. Aleksander Bruckner w słowniku etymologicznym języka polskiego pisał, że wieczerza chłopska składała się z pięciu lub siedmiu potraw. Bogatsi, a więc przedstawiciele szlachty, przygotowywali na świąteczny stół dziewięć potraw, natomiast arystokraci - jedenaście. Siedem to symbol dni tygodnia, zaś dziewięć oznacza liczbę chórów anielskich. Liczba dwanaście okazała się wyjątkiem od reguły, jednak jej symbolika jest równie ważna - chodzi bowiem o dwunastu apostołów.

Kiedyś całe stoły słano sianem, a dopiero na nim kładło się obrus i posypywało zbożem. Na wschodzie i południu Polski słomą pokrywano nawet całą podłogę. Często też, nawet na dworach magnackich, stawiano snopy siana w kątach komnat. Miał to być symbol ubóstwa, w jakim narodził się Zbawiciel. Dziś na wioskach czasem jeszcze wróży się z tych źdźbeł pod obrusem: jeśli panna wyciągnie zielone źdźbło oznacza to jej szybkie zamążpójście, jeśli trafi na zwiędłe - oczekiwanie, a żółte - staropanieństwo. Traktowane jest to jednak bardziej jak zabawa.

Opłatek natomiast to „święcony chleb”, który symbolizuje Jezusa (mówił on, że jest „chlebem życia”. Oprócz tego opłatek ma także symbolizować pojednanie i miłość do bliźniego, która wyraża się również w składanych życzeniach.

Po wieczerzy zaczynało się świętowanie. Poza pracami koniecznymi nie wolno było nic robić, a używanie ostrych narzędzi, np. igły, uważano wręcz za grzech. Wigilię i Boże Narodzenie domownicy spędzali tylko w rodzinnym gronie. Dopiero na św. Szczepana zaczynało się życie towarzyskie. A wraz z nim mnóstwo zwyczajów.

W drugi dzień świąt panna musiała np. świtem wyrzucić na podwórze sianko i zboże, które leżało pod wigilijnym obrusem. Gdy tego nie zrobiła, cała okolica wiedziała, że jest „śpioch, leń, i nie nadaje się na żonę”. Kawaler, który chciał się oświadczyć, siadał na podwórku na tym sianie. Jeżeli kandydat pasował na zięcia, to gospodarz domu - ojciec lub dziadek dziewczyny wychodził z wódką, częstował, i zapraszał na śniadanie. Uznawano, że młodzi są zaręczeni.

Powszechne było również kolędowanie. Były nawet dwa rodzaje kolędników. Dzieciaki, tzw. „szczodraki”, które wygłaszały życzenia: „Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rok…” Dostawały drobne pieniądze, ale na ogół łakocie. Starsi kolędnicy przychodzili z muzyką (ze skrzypcami, z akordeonem) najczęściej do domów, gdzie były młode dziewczyny. Śpiewali dla panny specjalną kolędę, a ona miała obowiązek dać im jakiś prezent. Kolędnikom wolno było oberwać coś z choinki.

Dziś wielu trudno wyobrazić sobie święta bez „Kevina samego w domu”, ale w latach 70. i 80. tak właśnie było. Co więc oglądali nasi rodzice czy dziadkowie podczas świąt? Obowiązkowy punktem świątecznego repertuaru była „Opowieść wigilijna”. Nie brakowało też polskich hitów. W 1975 roku „Ekran” donosił, że polscy widzowie obejrzą najnowszy film Stanisława Barei „Niespotykany spokojnie człowiek”, a jedenaście lat później w Wigilię i pierwszy dzień Świąt wyemitowano obie części „Vabanku”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na klodzko.naszemiasto.pl Nasze Miasto