Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

We Wrocławiu nie ma już bezrobocia. Według urzędników nie pracują tylko lenie

Maciej Czujko, Rafał Święcki
Fot. Marcin Oliva Soto Michał Łoziński i Michaił Toderaszko z Mołdawii zadowoleni są ze swojej pracy w tartaku w Marciszowie
Fot. Marcin Oliva Soto Michał Łoziński i Michaił Toderaszko z Mołdawii zadowoleni są ze swojej pracy w tartaku w Marciszowie
Bezrobocie na Dolnym Śląsku to 12,7 proc., we Wrocławiu tylko 5,7 proc. - czyli tyle, co w dużych miastach zachodniej Europy. Tadeusz Zieliński, dyrektor Dolnośląskiego Wojewódzkiego Urzędu Pracy, twierdzi więc, że dziś ...

Bezrobocie na Dolnym Śląsku to 12,7 proc., we Wrocławiu tylko 5,7 proc. - czyli tyle, co w dużych miastach zachodniej Europy. Tadeusz Zieliński, dyrektor Dolnośląskiego Wojewódzkiego Urzędu Pracy, twierdzi więc, że dziś w bogatych miastach województwa dla wszystkich jest praca.
- We Wrocławiu, Lubinie czy Polkowicach zarejestrowani jako bezrobotni są głównie ci, którzy nie chcą pracować i ci, którzy pracują na czarno - Zieliński mówi wprost.
Dlaczego jedni i drudzy rejestrują się jako bezrobotni? Zieliński uważa, że im się to opłaca. Zaświadczenie z urzędu pozwala zdobyć zasiłki dla osób bez dochodów.
- Gdyby zsumować te świadczenia, okazałoby się, że człowiek z zaświadczeniem z urzędu pracy uzbiera miesięcznie tyle pieniędzy, że nie będzie mu się opłacało iść do pracy za minimalne wynagrodzenie - tłumaczy dyrektor. - No i nie do przecenienia jest składka na ubezpieczenie zdrowotne. Gdy w początkach lat 90. wprowadzono obowiązek jej płacenia, lawinowo przybywało zarejestrowanych bezrobotnych. Bo urzędy pracy płacą ją za nich - dodaje Tadeusz Zieliński.
Ile może być kombinatorów? Dyrektor DWUP twierdzi, że we Wrocławiu, te 5,7 proc. naprawdę bezrobotnych - to w rzeczywistości 3 proc., które pracy znaleźć nie chcą i 2,7 proc., które pracują na czarno. To, że ogromna część z zarejestrowanych to lenie i kombinatorzy, odczuwają pracodawcy. Jan Sadło ma firmę, która produkuje części samochodowe.
- Już od dawna mam problem ze znalezieniem pracowników. W konsekwencji muszę przywozić ich z miejscowości oddalonych o 50 km od Wrocławia - mówi przedsiębiorca. - Trzeba się nagłowić, żeby znaleźć niewykwalifikowanych robotników, a o fachowcach w naszym kraju można już tylko pomarzyć - dodaje.
Dolnośląskie firmy zaczęły więc sprowadzać pracowników z zagranicy. Tartak w Marciszowie przyjął do pracy robotników z Mołdawii. Nawet w tej małej miejscowości od prawie roku nie można było znaleźć polskich pracowników. Na razie zatrudniono trzech obcokrajowców. Za nimi mają przyjechać następni. Może ich być nawet 100. Dołączą do 400-osobowej polskiej załogi.
Mołdawianie są pierwszymi obcokrajowcami legalnie zatrudnionymi w powiecie kamiennogórskim. W sąsiednim powiecie jeleniogórskim, gdzie stopa bezrobocia jest niższa, pracowników z zagranicy jest więcej. W ciągu ostatnich trzech miesięcy w zakładach przemysłowych zatrudniono 42 Ukraińców, kolejnych 6 znalazło pracę w hotelach, a dwóch w gastronomii.
Minister pracy i polityki społecznej Joanna Kluzik-Rostkowska potwierdza, że w dużych miastach i bogatych regionach zarejestrowani w urzędach pracy są głównie ci, którzy nie chcą pracować i ci, którzy pracują na czarno.
- Trzeba więc sprawić, by mieli motywację do podjęcia pracy - dodaje.
Jakimi sposobami? Pani minister twierdzi, że leniwych będzie szkolić, zachęcać, ale i zmuszać. Bo jeśli państwo płaci za nich składkę zdrowotną, daje zasiłki, to ma prawo wymagać. Są na to pieniądze np. z Unii Europejskiej. W latach 2007-2013 na ten cel zaplanowano 11 miliardów euro. Natomiast pracujących na czarno minister chciałaby lepiej kontrolować - ich pracodawców też.
- Poza tym, urząd powinien wymagać od nich, by szukali pracy - tłumaczy minister. - Jeśli będą musieli przynosić co tydzień dowód, zaświadczenie od pracodawcy, że byli na rozmowie albo złożyli CV, to się zmęczą. Będą wtedy naciskać na szefa zatrudniającego na czarno, by zatrudnił ich legalnie, żeby już nie musieli ciągle chodzić do urzędu - dodaje.
Kluzik-Rostkowska uważa też, że urzędy pracy nie powinny płacić składki na ubezpieczenie zdrowotne. To zmniejszyłoby liczbę zarejestrowanych i zmusiło niektórych do pracy.
Wszyscy jednak przyznają, że wśród bezrobotnych są i tacy, którzy chcą pracować, ale ciężko im znaleźć zatrudnienie. - Z dwóch powodów - mówi 52-letnia Anna Galicka, która od kilku miesięcy bezskutecznie szuka pracy. - Po pierwsze, dla większości pracodawców jestem za stara. A po drugie i najważniejsze, nie chcę pracować za psie pieniądze po 12 godzin w okropnych warunkach - dodaje.
I trzeba przyznać, że nie tylko Annę Galicką niskie płace zniechęcają do podjęcia legalnego zatrudnienia.
Henryk Michałowicz z Konfederacji Pracodawców Polskich wyjaśnia, dlaczego miejsca pracy, mimo zauważalnego wzrostu ich liczby, nie są wystarczająco atrakcyjne dla Dolnoślązaków.
- Pod względem liczby ofert, dzięki zagranicznym inwestycjom, jesteśmy na drugim miejscu w Europie. To sukces. Ale ta liczba nie przekłada się na jakość. Dlatego trzeba unowocześniać przemysł, by miejsc pracy nie było tylko więcej, ale by były one atrakcyjniejsze - mówi Michałowicz.
Według niego, im więcej wykwalifikowanych pracowników na dobrze płatnych stanowiskach, tym silniejsza klasa średnia, która daje zatrudnienie tym bez kwalifikacji. Informatyk z wysokimi dochodami sowicie zapłaci opiekunce do dziecka i fryzjerce.

od 12 lat
Wideo

echodnia Ksiądz Łukasz Zygmunt o Triduum Paschalnym

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto